Blehhh... ta jesienna pogoda po prostu rozwalila mi system i to juz nawet nie jest niemoc, ja mam wrazenie jakbym miala zapasc w sen zimowy. I nawet jak usiade przed monitorem, to sie troche na niego pojopie, jak widac bezproduktywnie... i ruchem posuwistym wracam z powrotem na kanape. Tak ulubiencem maja byla zdecydowanie pozycja horyzontalna i moj pluszowy kocyk.
Ale wracajac do kosmetykow, bo ile mozna marudzic... powoli zaczyna to byc rownie draziace co sama pogoda ;). Tym razem nie bedzie tego duzo, bo w sumie uzywalam w maja to samo co w kwietniu ale dolaczyly do tego trzy produkty, wiec postanowilam o nich wspomniec.
Dior Hydra Life BB Eye Cream... wszystko na temat napisalam calkiem niedawno w poscie. Uwielbiam i jestem bardzo zadowolona, choc wiadomo tu glownym odstraszaczem bedzie dla wielu cena. Lubie go za to, ze pielegnuje... swietnie rozjasnia okolice wokol slepi i nie zbiera sie w zmarszczkach. Stapia sie ze skora i jest trwaly. Nie mam mu nic do zarzucenia.
Lancome Fever Gloss nr 324... ostatnio mnie Baby Jane Hudson pytala o blyszczyk, ktory mialam w makijazu z chanelowa kredka i to byl wlasnie ten. Jeden z ladniejszych feverkow ale niestety bardzo trudno go dostac. O ile w ogole jest to jeszcze mozliwe. Jak dorwe to zawsze kupuje, w moim widze juz przeswity co mnie strasznie smuci ale co zrobic :]
Guerlain Meteorites Voyage Radiant Butterfly czyli prasowane motyle. Uwielbiam ostatnio jako puder wykonczeniowy i siegam po niego bardzo czesto. Droche denerwujace jest to, ze bardziej miekkie motylki szybciej sie zuzywaja ale ogolnie efekt jest cudny. I moze ja lajkonic jestem :P ... i sie nie znam ale nie trafilam jak na razie na produkt, ktory by dawal chocby podobny efekt. U mnie funkcjonuje tak jak obiecuje, co jeszcze lepiej widac na zdjeciach ale przekonywac nikogo nie mam zamiaru... meteory albo sie kocha albo nie. A swoja droga, prasowane meteoryty ogolnie sa lepsze i daja bardziej widoczny efekt.
Aussie i tu nie mam na mysli jednego konkretnego produktu, czy chocby tych 4 ale ogolnie wszystkie. Jak dla mnie sa genialne... bardzo lubie niemiecka formule i mimo tego, ze silikony mi nie przeszkadzaja, to skladowo mi bardziej pasuja jak angielskie. Kocham je za to, ze swietnie sie sprawuja, sa wydajne i cos co jest dla mnie najwazniejsze... moja francowata skora glowy je lubi.
Balea zel pielegnacyjny to moj nieodlaczny przyjeciel po odklaczaniu. Kiedys wam pokazywalam krem w takiej rozowej tubce. I tez go w dlaszym ciagu lubie ale ten zel a wlascwie mleczko jest jak dla mnie genialne i najlepsze do zadan specjalnych. Glownie dlatego, ze radzi sobie z ekhmm... odklaczonym szerokopojetym rejonem bikini. Zapobiega powstawaniu krostek. Z tym, ze trzeba systematycznie i codziennie smarowac. Nadaje sie do poraznionej skory, niweluje zaczerwienienia. Zawiera panthenol, alantoine i olejek z orzechow Shea. W opakowaniu mamy 100 ml ale produkt jest wydajny a do tego kosztuje grosze. Dostepny oczywiscie w drogeriach DM.