Seiten

sobota, 20 grudnia 2014

take the day off... Clinique balsam do demakijazu


 Take the day off to chyba jeden z produktow, ktorego nie trzeba przedstawiac. Dosc popularny w blogowo - youtubowym swiecie. I ja tez po ktorejs kolejnej przeczytaniej czy zobaczonej recenzji postanowilam mu sie blizej przyjrzec. Akurat wtedy konczyly mi sie produkty, ktore przewaznie uzywam do mycia twarzy... olejek tez dobil dna, wiec pomyslalam czemu nie.

Wg producenta: Ten lekki balsam do demakijażu błyskawicznie usuwa makijaż z twarzy i powiek, nawet ten wykonany za pomocą najbardziej długotrwałych kosmetyków. Tuż po nałożeniu jego konsystencja przyjmuje postać płynnej oliwki, która nie wysusza skóry. Produkt odpowiedni dla wszystkich rodzajów skóry.


 W opakowaniu mamy 125 ml. Wygodny plastikowy sloik, jedyne co mialabym do zarzucenia to to, ze balsam moglby byc zabezpieczony folia aluminiowa, jak wiekszosc roznych produktow w takich opakowaniach. Bez tego to nie mamy pojecia ile osob juz tam zagladalo do srodka. W wiekszosci sklepow balsam ten stoi na polce i jest bez problemu dostepny, niezabezpieczony jest narazony na hmmm... no coz, kazda z nas wie na co.

Jak juz marudze to chcialabym wspomniec o zapachu, lub jego braku... jak twierdzi wiekszosc osob. Ja naleze do mniejszosci i na szczescie wiem, ze nie jestem jedyna, ktorej ten balsam smierdzi. I w takim przypadku naprawde wolalabym zeby mial jakis zapach. Ten moze i naturalny aromat kojarzy mi sie ze zjelczalym tluszczem i poniekad jest on winny, ze niezbyt chetnie po ten produkt siegam.


Po tym jak otworzymy opakowanie, to wygladem przypomina nam ten produkt olej kokosowy. Tak samo w sloiczku jest w konsystencji stalej, dopiero pod wplywem ciepla naszych dloni, staje sie bardziej kremowy. W sumie do oleju kokosowego jestem przyzwyczajona... uwielbiam, moge sie nim smarowac cala i codziennie, wiec nie powinnam miec problemu z tego typu konsystencja. A jednak mam. Jakos nie potrafie sie do tego balsamu przekonac. Nie mam uczucia oczyszczenia, moja skora tez jakos nie wyglada lepiej po tym jak go uzywam. Krzywdy mi nie robi ale jakos nie potrafimy sie zaprzyjaznic. I tak troche nie rozumiem zachwytow a naprawde sie staram. Chcialam sie z nim polubic, bo wydawal mi sie bardzo ciekawym kosmetykiem. Co do wydajnosci to trudno mi powiedziec. Nie uzywam regularnie ale ciagle robie do niego podejscia. Moze jeszcze cos sie zmieni ale powoli trace nadzieje... 


Skład: ethylhexyl palmitate, carthamus tinctorius (safflower) seed oil, caprylic/capric triglyceride, sorbeth-30 tetraoleate, polyethylene, peg-5 glyceryl triisostearate, water purified, tocopherol, phenoxyethanol [iln28494]

piątek, 12 grudnia 2014

MAC Studio Sculpt Superblack Lash z bliska :)


Z tuszami MAC nie za bardzo mi bylo po drodze. Kiedys jakis mialam ale efekt jaki mi dal na rzesach byl delikatnie mowiac rozpaczliwy. No i jak to bywa... zrazilam sie na dosc dlugo. 

Na ten tusz (o bardzo przyjaznej i krotkiej nazwie) zdecydowalam sie pod wplywem impulsu. Kupowalam w MACu inne produkty i tak mi wpadl w oko. A poniewaz moje rzesy sa teraz w dobrym stanie i moge eksperymetnowac z tuszami, to pomyslalam, ze dlaczego by nie.


 To juz wlasciwie nie jest szczoteczka a grzebyk... podwojny, co akurat wcale nie musi ulatwiac sprawy. Na poczatku mialam obawy, czy sobie w ogole poradze i nie wydlubie oka. Takim grzebykiem operuje sie troche inaczej jak zwykla szczotka a ja jestem zdecydowanie fanka zwyklych szczotek. W opakowaniu mamy 10g wiec calkiem przyzwoicie jak na tusz. Ten sam w sobie ma bardzo fajna konsystencje. Nie jest za rzadki ani za gesty. Ja lubie suche tusze ale wiem, ze w tym przypadku w ogole by sie cos takiego nie sprawdzilo, wiec musialam sobie poradzic z takim i po paru probach bylam bardzo zadowolona z efektu.


 Co prawda umiem nalozyc tylko jedna warstwe ale ta mi calkowicie wystarcza. Grzebyk swietnie rozdziela rzesy i bardzo porzadnie rowno pokrywa je tuszem. Zadna z moich obaw sie nie sprawdzila. Oka sobie nie wydlubalam, tusz sie sprawdzil i coraz chetniej po niego siegam. Bede musiala przy okazji sprawdzic, jak bedzie wygladal na diorowej bazie :)


 Bonusik ;)


Macie ulubione tusze MAC ? Ciekawa jestem jak sie inne sprawdzaja i jakie sa warte uwagi.

piątek, 28 listopada 2014

Givenchy Teint Couture... moje wrazenia :)


 Dlugo chodzilam kolo podkladow Givenchy. Jakis czas temu mialam jeden (matujacy) i bardzo milo go wspominam ale jakos nie moglam sie zebrac. Tym bardziej, ze nie chcialam kupowac w ciemno a mozliwosc pomacania mam najblizej w Norymberdze. I kiedys przy okazji przyjrzalam im sie blizej i decyzja zapadla, zamowilam sobie ten, ktory mnie najbardziej urzekl.


 Teint Couture Lumiere & Confort jest podkladem dlugotrwalym, choc oczywiscie 15 godzin to troche przesada... przy cerze mieszanej poprawki a wlasciwie lekkie "przypudrowanie nosa" jest konieczne. Plusem jest SPF 20/PA++, do tego podklad zawiera hydroczasteczki, ktore zapewniaja skorze dzialanie pielegnacyjne. Wg producenta podklad dopasowuje sie do skorzy i tworzy na niej niewidoczny woal. Co ja o tym sadze, mozecie przeczytac nizej ;)


 Butelka taka jak lubie... prostota i elegancja. Szklana z pompka i srebrna nakretka czy nasadka... jak zwal tak zwal, wiadomo o co chodzi. A w srodku 25 ml czyli o 5 ml mniej niz przewaznie mamy w podkladach. Nieladnie... nie podoba mi sie ta praktyka uszczuplania opakowan, bo naprawde czuje sie nabijana w butelke.


 Wybralam odcien 3 Elegant Sand, wydawal mi sie w perfumerii odpowiedni... idealnie dopasowal mi sie do skory. Z tym, ze jak widac na ponizszym zdjeciu, podklady Givenchy a przynajmniej ten, sa bardzo jasne. Troszke sie wystraszylam jak mi przyszedl do domu i chcialam go piereszy raz uzyc. Mialam obawy, ze bede wygladac jak corka mlynarza i zastanawialam sie dlaczego mam nagle taka roznice.


 Na ponizszym zdjeciu mamy efekt chwile po nalozeniu. Troche sie z tym podkladem nameczylam. Nie zeby z nim bylo cos nie tak ale odzwyczailam sie od takiej konsystencji. Nalezy pamietac zeby podklad przed uzyciem wstrznasnac, tak aby sie dobrze wymieszal. Mimo wszystko na poczatku wydywal mi sie tepy, pozniej doszlam, ze to byla niewlasciwa baza. Z Le Blanc de Chanel wspolpracuje swietnie, jak sie do niego przyzwyczailam i teraz siegam po niego bardzo czesto. Najlepiej naklada mi sie go palcami. Zadne tam pedzle czy gabki. Krycie mozna bardzo ladnie stopniowac, podklad sam z siebie ma krycie lekkie do sredniego.


Chwile pozniej tak jak obiecuje producent podklad dopasowuje sie do naszej skory i kolor lekko sie zmienia. Nie wyglada juz tak strasznie blado, tylko dokladnie tak jak powinien. Na zime dla mnie ideal. I faktycznie trzyma sie skubany swietnie. Nie musze sie obawiac, ze przy zmianach temperatury cos sie z nim stanie... po paru godzinach musze tylko uzyc bibulki albo go lekko przypudrowac ale w koncu nie jest to podklad matujacy, wiec mieszaniec nie ma co tego oczekiwac, szczegolnie w strafie T. Ale poza tym moge na nim calkowicie polegac. Nie sciera sie, nie robi plam. 


 Po pierwszych potknieciach bardzo sie polubilam z tym podkladem. Ponizej na zdjeciu w sztucznym swietle w makijazu, ktory zrobilam dzis na wyjscie. Bardzo mi sie podoba efekt jaki daje na skorze. Dla mnie to idealny podklad na zime. Nie jest za lekki ale nie jest tez ciezki ale ma wlasciwosci pielegnacyjne i chroni ja w pewnym stopniu przez czynnikami zewnetrznymi.


 Ten podklad na pewno zostanie ze mna na dluzej ale tez narobil mi ochoty na wyprobowanie pozostalych podkladow tej firmy. Tak wiec zobaczymy... moze za jakis czas skusze sie na kolejny. 


niedziela, 23 listopada 2014

pigmentowe "oczarowanie"... pierwsze spotkanie z prasowanym pigmentem MAC


 Sypkie pigmenty daja piekny efekt na oku, jednak ja dosc rzadko uzywam i nawet nie mam ich za duzo. Jezeli chodzi o MAC to mam tylko troche odsypanego pigmentu Vanilla. Ogolnie sypkie produkty maja to do siebie, ze mniej chetnie po nie siegamy. Natomiast prasowane pigmenty to cos dla mnie o wiele bardziej przyjaznego i postanowilam wyprobowac. Mini wydanie (1,3g) pojawilo sie w swiatecznej kolekcji limitowanej i jedne z kolorow wyjatkowo mnie oczarowal. Choc musze przyznac, ze MAC troche przegial z cena. Ja rozumiem swiateczne wydanie cuda wianki... ale skoro standardowe wydanie z zawartoscia 3g kosztuje 23,50€, to dlaczego za mini 1,3g musimy zaplacic 21,50€. Bardzo ciekawy przelicznik maja.


 Enchantment to bardzo pasujaca nazwa :)


 Kolor jest okreslany przez MAC jako fiolet z niebieskimi i fioletowymi drobinkami. W rzeczywistosci pigment jest tak ciemny, ze wyglada jakby jego baza byla granatowo-czarna. Nastepnym razem bede musiala go uzyc na jakis fioletowych cieniach, ciekawa jestem co wtedy da sie z niego wyciagnac. Wykonczenie: frost. Nasycenie jak widac bajeczne ale w koncu to pigment, wiec cokolwiek innego jest niedopuszczalne ;)


 Zdjecie na oku robione bylo przy slabym swietle ale w calosci mozna bylo zobaczyc na insta w moim "urodzinowym" wydaniu. Jako baze posluzyl mi cien w kredce Chanel Stylo Eyeshadow 57 Black Stream.


Pigment sam w sobie boski... i tak sie zastanawiam czy moze teraz kupic jakies dwa jasne prasowane. Na pewno do tego typu "cieni" nalezy troche inaczej podejsc jak do zwyklych. Mi przypomina konsystencja rozne metaliczne cienie, ktorymi mozna uzyskac "mokry" efekt. Na pewno warto im sie przyjrzec z bliska.


piątek, 21 listopada 2014

Troche sie tego znowu nazbieralo... czyli kolejna porcja pustych opakowan :)


 Pare rzeczy mi sie znowu nazbieralo... jak widac w zuzywaniu jestem rownie dobra jak w kupowaniu hehe... ;)


 Tym razem zaczne od kolorowki. Duzo tego nie ma ale wiadomo, kosmetyki kolorowe zuzywaja sie o wiele wolniej jak pielegnacja. W koncu zuzylam oba produkty z Illamasqua. Troche tam na bokach zostalo ale ja nie lubie wydrapywac resztek. Zarowno podklad w pudrze jak i korektor byly niesamowicie wydajne i myslalam, ze nie uda mi sie ich wykonczyc. A musze przyznac, ze uzywalam codziennie w moim mini makijazu do pracy. Oba produkty bardzo dobrze mi sluzyly i bylam z nich bardzo zadowolona. Chcialabym zeby Illasamasqua byla dostepna w de... niestety na to nie ma co liczyc. Dramat bedzie jak mi sie perfumy skoncza. Tusz Covergirl dostalam od Urbi... i jest to faktycznie niesamowity tusz ale juz wiem jaka jest roznica miedzy nim a tuszem wysokopolkowym (oczywiscie nie kazdym). Covergirl dawal mi swietny efekt ale skonczyl sie w takim tempie, ze nawet nie zdazylam sie nim nacieszyc. Szybko zrobil sie suchy... naprawde suchy, bo ogolnie to ja sie lubie z suchymi tuszami ale tego nie dalo sie uzywac. Zaczal zostawiac grudki i nie pokrywal rzes rownomiernie a do tego zaczal pod koniec nieladnie pachniec. Za ta cene na pewno warto, tym bardziej jak sie ma bezproblemowy dostep... ja niestety nie mam. Kupilam niemiecki odpowiednik ale to kompletnie inna bajka. Balsam w kredce z Astora, pierwsza ktora zuzylam. Tak samo niesamowicie wydajna, wydawalo sie, ze nie ma konca. Bardzo lubie i mozliwe, ze kiedys do niej wroce. Diorskin Nude BB Creme to jeden z niewielu bebikow z wysokiej polki, ktory naprawde jest dobry. Na poczatku nie bylam przekonana ale jak zaczelam uzywac to bardzo sie polubilismy. Na pewno kupie ponownie, jak zuzyje to co mam pootwierane. Dwie odzywki do rzes... dwie najlepsze. Revitalash moj faworyt od lat. Kocham... moje rzesy kochaja i bede uzywac do konca zycia. Chyba, ze ktos w miedzyczasie wymysli cos lepszego. Xlash to naturalny odpowiednik. U mnie swietnie sprawdzil sie w przypadku brwi, co wiele z was zauwazylo (na insta). Jezeli chodzi o rzesy, to jest dla mnie dobra odskocznia od Revitalash ale nie daje mi tak dobrych efektow jak tamta. Uzywam co jakis czas zeby rzesy odpoczely. Z tym, ze wiem i widzialam, jak pieknie potrafi Xlash zadzialac. Tu to juz kwestia indywidualna, co kto bardziej lubi. Miniaturka zelu do brwi Anastasia Beverly Hills... uwielbiam i aktualnie uzywam pelnowymiarowe opakowanie.


 Zaczne od masci Skinoren. Masc ktora mnie na poczatku roku uratowala, no moze nie tyle mnie tylko moja twarz. Ja jestem gruboskorna, wiec bez problemu moge uzywac na cala twarz. Wyleczyla mi to z czym od dluzszego czasu sie zmagalam i pomaga mi trzymac skore pod kontrola. Stosuje teraz glownie punktowo i na pewno pozostanie ze mna na dluzej... oczywiscie w szafce mam kolejne opakowanie. La Roche Posey Redermic R krem ktory skonczylam juz dosc dawno temu. Nie jest zly, sluzyl mi dobrze ale jakos tak bez wiekszego sentymentu do niego podchodze. Jest wiele innych produktow tego typu, wiec na razie sobie daruje. Lierac Roztwor Keratolityczny z kwasem azelainowym i cynkiem to produkt do oczyszczania, ktory bardzo polubilam. Jak potrzebowalam porzadnego efektu... takiego efektu kwiczacej skory, to wlasnie siegalam po ten produkt. Vichy Idealia Pro to moj ukochany krem na dzien. Swietnie sie sprawdza na codzien jako produkt bazowy pod makijaz a do tego faktycznie dobrze sobie radzi i ja uwazam, ze spelnia obietnice producenta. Kolejne opakowanie w uzyciu. Biotherm Biosource czyli micelarna pianka do mycia twarzy. Swietna, wydajna i delikatna. Chetnie zabieram na wyjazdy, byla ze mna na tegorocznym urlopie. Mixa dwufazowka do demakijazu oka. Plyn ktory dostalam od Mamiszona. Calkiem dobry produkt. Zmywal... moze nie tak dobrze jak moj faworyt ale mimo wszystko usuwal makijaz bez zbednego pocierania. Nie tluscil i nie pozostawial tej koszmarnej warstwy, ktora nam potrafi potem utrudniac patrzenie. Dosc szybko sie skonczyl, wiec wydajnosc srednia ale jak na ta cene, to calkiem dobry produkt. Po raz kolejny Skin79 The Oriental Double Perfection Eye Healer Plus czyli moj ukochany od lat i niezastapiony krem pod oczy na dzien. Oczywiscie kolejny w uzyciu a nastepny juz zamowiony. LRP Effaclar micel tez pojawia sie od dawna w moich denkowych postach. Jak dla mnie najlepszy. GlamGlow 15 gamowe opakowanie. Maseczka slynna i chyba juz wszyscy o niej slyszeli. Ja osobiscie wole biala. Te pieknie pachnie ale dosc szybko wysycha i jezeli mi takie mini pod koniec pawie skamienialo, to nie chce wiedziec co sie dzieje z pelnowymiarowym opakowaniem. Tej raczej nie kupie ale ogolnie maseczki tej firmy uwielbiam i sa aktualnie jedynymi maskami jakie uzywam.


 Lee Stafford i moj ukochany suchy szampon do ciemnych wlosow. Schwarzkopf Essence Ultime Mineral Strength to jeden z nielicznych drogeryjnych szamponow do wlosow, ktory naprawde polubilam i ktory mi dobrze sluzyl. Schwarzkopf BC Hairtherapy maska do wlosow z keratynina. Jedna z lepszych masek jakie mialam. I o ile reszta tej serii nie do konca mi podeszla, to rozwazam ponowny zakup tej maseczki... chyba, ze trafie na cos lepszego. Liese Hair Cocktail to produkt do ujarzmiania wlosow, mial pomagac w rozczesywaniu i zapobiegac puszeniu sie. To tez... tak jak moj ukochany koktail z Liese, jest produktem dwufazowym. Niby ok ale moje wlosy sa aktualnie za cienkie i za malo ich, ten produkt moze obciazac. Chyba, ze ktos ma grube i sztywne wlosy. Schwarzkopf BC Amino Cell Rebulid to szampon gleboko oczyszczajacy. Kocham mocno i bylo to kolejne opakowanie. Na razie uzywam oczyszczajacy z Alterny ale jak cos to zawsze bede do tego wracac. Woda z pokrzywy czyli wcierka do skory glowy. Swietnie tonizowal i trzymal moja skore glowy pod kontrola. Przelewalam sobie do malej buteleczki z atomizerem i bylam bardzo zadowolona. Bumble and Bumble miniaturka szamponu dajacego objetosc. Bardzo lubie... szampon wydajny i moje wlosy go lubia. Pelnowymiarowe opakowanie czeka w szafie na swoja kolej.


 Pare produktow do ciala. W tym moj ulubiony od lat olejek pod prysznic Joanna Naturia o zapachu wanilia i smietanka. Bardzo lubie zele pod prysznic Balea, tu akurat kokos z nektarynka. Organique SPA czekoladowe maselko do ciala brazujace. Zapach boski... sama przyjemnosc uzywania. Gillette Avocado Twist to jak dla mnie najlepsza pianka do golenia. Ja ciagle uzywam pianek i to wlasnie tej firmy, po postu najlepiej mi sluza. Bardzo fajny spray z filtrem 30 z Ladival. Ta firma ma porzadne filtry, do kupienia jest w aptece. Ja co prawda wole Vichy ale slubny bardzo chetnie siega po te produkty. Mial nie tluscic i byc przezroczysty. Z tym tluszczeniem hmmm... tak powiedzmy na 85% bym sie mogla zgodzic.


I ostatnie produkty. LRP Lipikar to krem do rak, ktory kupilam na Santorini. Bardzo lubie, calkiem dobrze sobie radzil i szybko sie wchlanial. Antiprespirant Vichy w sprayu 24h swietnie sie sprawdzil latem, polubilam... i zostanie ze mna na dluzej. Moja ukochana pasta Crest 3D White ... najlepsza i musze ja sciagac ze stanow, bo w Europie oczywiscie nie ma. Penaten mokre chusteczki do twarzy i rak to najlepsze chusteczki jakie znam i tez uzywam od paru lat. Bardzo lubie to, ze opakowanie jest zamykane i nadaja sie zarowno do zmywania makijazu jak i wyczyszczenia rak po zrobieniu np. swatchy lub makijazu. 

***

Wszystkie produkty, ktore znajduja sie w denku, opisalam w osobnych postach w ciagu ostatnich miesiecy lub lat... wiec jak cos kogos zainteresuje, to zawsze mozna poszukac informacji na blogu. Wyszukiwarka dziala albo po firmie. Bo wydaje mi sie, ze nie ma sensu zebym sie jeszcze bardziej rozpisywala... i tak te denkowe posty sa mega dlugie.




wtorek, 18 listopada 2014

Sweet Sentiment Blush... MAC Holiday 2014


 Na swiateczna kolekcje MAC wpadlam calkiem przypadkiem. Ogolnie limitowane edycje znikaja z predkoscia swiatla, wiec juz przestalam na nie polowac, az takiego parcia nie mam. Choc wiadomo od czasu do czasu co mi w oko wpadnie. Tym razem nie bylo problemu z wiekszoscia produktow a roz sie do mnie usmiechal, wiec przygarnelam malenstwo.


 Opakowanie typowe plastikowe ale zeby bylo bardziej swiatecznie, to mamy w nim zatopione brokatowe drobinki.


 Jest to roz mineralny. Do wyboru byly dwa kolory, ja oczywiscie wybralam ten bardziej chlodny. Zawartosc to 3,5 g i z tego co widze to MAC tez uszczuplil swoje produkty. Ostatni limitowany roz mineralny jaki kupowalam mial jeszcze 4g.


 Kolor "Sweet Sentiment" mnie urzekl i musze przyznac, ze ostatnio bardzo chetnie po niego siegam.


 Pigmentacja jest szalona i musze uwazac przy nakladaniu, zeby sobie plackow nie porobic. Natomiast roztarty wyglada bardzo delikatnie. Takie to troche wymagajaca zabawy, wiec dla mnie to nie jest roz na szybko. Bo jak naloze za duzo albo mi sie tak wydaje... to wygladam jak matrioszka, wiec zaczynam rozcierac... i potem malo widac.


 Kolor jest taki bardzo moj. I jak juz mi sie go uda opanowac, to bardzo ladnie prezentuje sie na skorze. Daje naturalny rumieniec... na pewno pojawi sie w paru makijazach, choc na insta mozna juz go bylo zobaczyc.


Teraz mam zamiar zabrac sie za kolejny produkt z tej kolekcji... i jestem bardzo ciekawa jak sie sprawdzi, bo jeszcze nie uzywalam macowych prasowanych pigmentow. 


czwartek, 13 listopada 2014

rekawica do prania pedzli GlamGlove :)

Na taka rekawice napalilam sie juz dawno temu... oczywiscie wtedy jak pojawila sie u Sigmy. Od zakupu powstrzymala mnie cena... z przesylka i pewnie podatkiem (przesylki Sigmy celny bardzo chetnie zatrzymuje) wychodzilo wtedy okolo 50€. Rozrzutnosc... rozrzutnoscia ale na glowe nie upadlam, stwierdzilam, ze moga sie wypchac sianem. I jak widac byla to calkiem sluszna decyzja. Nie tak dawno takie rekawice wprowadzila do swojej oferty Hania. I prawde mowiac ja golym okiem roznicy miedzy ta a Sigmowa nie widze. Cena i dostepnosc za to zdecydowanie lepsza. Co prawda ten post sponsoruje wlasciwie Mamiszon (:*) ... gdyby nie Ty, to musialabym inaczej kombinowac. Chcialam sama zamowic ale nie bylo to takie proste. Do przelewu miedzynarodowego brakowalo pelnych danych konta a platnosc paypalem jest niedostepna przy skladaniu zamowienia, choc znaczek maly gdzies tam na dole strony jest upchniety. Niewazne... Mamiszonek pomogl muak muak (zemsta juz w drodze hyhy) ... pare razy uzylam i moge powiedziec co na temat rekawicy sadze.


 Zacznijmy od poczatku... czyli tego kawalka optymistycznie rozowej gumy :)


 Rekawica jest miekka i wykonana z bardzo przyjemnego silikonu. Jakosc pierwsza klasa, naprawde nie ma sie do czego przyczepic. Jedna strona sluzy do mycia pedzli do twarzy, ta druga z bardziej drobnymi wypustkami ma pomagac w myciu pedzli do oczu. Choc wiadomo kazdy moze uzywac tak jak mu wygodnie, najwazniejsze zeby pedzle byly czyste.


  Faktycznie pedzelki do oczu o stosunkowo krotkim wlosiu swietnie sie myje w tej czesci gdzie wypustki sa gesto ulozone i sa stosunkowo male.


 W przypadku duzych pedzli tez sobie swietnie poradzila. A specjalnie wzielam z roznym wlosiem i zarowno te sztuczne jak i prawdziwe jest tak czyste jak sobie tego zyczylam. Choc prawde mowiac wazne jest tez dla mnie to, ze moje rece przy tym calym procederze prania nie cierpia. I byly tylko lekko wilgotne od recznika.


 Czesto mialam problemy z dopraniem pedzli RT... lub ogolnie pedzli z jasnym wlosiem. Teraz juz tego problemu nie ma.


Jak widac pedzeli z naturalnego wlosia a mamy tu zarowno MAC jak i Sigme i pedzle Zoeva... bardzo dobrze wspolpracuja z rekawica. 


Teraz zapakowane w kubraczki moga sobie powoli schnac.


 Podsumowujac: za cene 55 zl uwazam, ze jest to naprawde dobry zakup. Tym bardziej dla tych co chca swoje dlonie "oszczedzac" ... korzystanie z tej rekawicy to sama przyjemnosc i teraz moze latwiej mi bedzie zebrac sie do porzadnego wyprania mojej gromadki.


:)


niedziela, 9 listopada 2014

Alterna... moja pielegnacja wlosow :)


Produkty Alterna interesowaly mnie juz od jakiegos czasu, w koncu uleglam i kupilam szampon z serii Bamboo dodajacy objetosci... pisalam o nim tutaj. I przez ten rok powiekszyla sie tez ilosc kosmetykow tej firmy w mojej szafce. Tamtego szamponu uzywam w dalszym ciagu i dalej jestem z niego zadowolona ale z czasem zaczelam siegac po inne. I tak ostatnio do mnie dotarlo, ze choc uzywam je juz dosc dlugo, to nie pojawily sie w zadnym poscie, oprocz krotkiej wzmianki jak je kupilam.


 Kosmetyki Alterna nie naleza do tanich ale tak jest w przypadku wszystkich tych "fryzjerskich", natomiast sa bardzo wydajne i wystarczaja mi na wiele miesiecy (myje wlosy tak co drugi dzien). Do tej pory uzywalam glownie serii Bamboo ale teraz coraz bardziej pcha mnie w kierunku anti - aging lini Caviar, ktora cenowo i dla mnie znajduje sie juz na granicy... gdyby nie to, ze swietnie mi sluza i moj fanaberyjny skalp je kocha. No coz... nikt nie powiedzial, ze bedzie latwo. Z wiekiem coraz wieksza uwage musze przykladac do tego czego uzywam. Niestety nie kazdy szampon sie nadaje, nie wspominajac o odzywkach albo maskach. Produkty Alterna produkowane są z certyfikowanych składników roślinnych oraz ze składników bioaktywnych pochodzenia morskiego. Posiadają certyfikat ECOCERT - Certified Plant Actives. Nie zawieraja parabenu, glutenu, ftalanów, olejów mineralnych, parafiny.


 Color Care Vibrant Shampoo UV+ to szampon z formułą chroniącą kolor to połączenie ekstraktu z ekologicznego bambusa i chroniącego strukturę włosa melona Kalahari. Ta formuła niezawierająca siarczanów ani chlorków sody delikatnie oczyszcza i odżywia włosy, nadając im jednocześnie zdrowy i błyszczący kolor. Odporna na wymywanie technologia Color Hold UV+ gwarantuje maksymalną ochronę kolorów. Zawiera naturalny ekstrakt z bambusa oraz ekstrakt z melona Kalahari.

 Szampon jest niesamowicie gesty, czasami zanim sie zabiore za mycie wlosow, to stawiam go na zakretce, konsystencja przypomina miod i wtedy przynajmniej sie nie wsciekam, ze nie moge nic wycisnac. Tym bardziej, ze doszlam juz do polowy opakowania. Bardzo lubie i siegam po niego glownie wtedy jak zafarbuje wlosy. Kolor faktycznie sie nie wyplukuje.


 Bamboo Style Deep Cleanse Shampoo sluzy mi do glebokiego oczyszczania. Odstawilam dla niego szampon Schwarzkopf, ktory bardzo lubie ale poniewaz ten radzi sobie rownie dobrze, to postanowilam pozostac przy jednej firmie. Szampon delikatnie oczyszcza włosy z nagromadzonych produktów stylizacji i zanieczyszczeń, twardej wody, chloru. Przywraca naturalny blask włosom. Nie zawiera chlorku sodu i parabenów, bezpieczny dla włosów farbowanych. 
 
Pure Organic Bamboo to czysty organiczny wyciąg z bambusa. Zwiększa siłę wewnętrzną włosów i stanowi podstawę dla ich zdrowia.

Organic Kendi Oil to źródło wielu niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych (OMEGA 3, 6 i 9). Odbudowuje włosy i utrzymuje ich naturalna warstwę lipidową, podczas gdy Tokoferol, silny przeciwutleniacz, zwalcza wolne rodniki i chroni włosy przed dalszymi zniszczeniami.

 Szampon swietnie sobie radzi, oczyszcza porzadnie ale jest przy tym delikatny. Nie placze i nie wysusza dodatkowo moich wlosow. Uzywam raz w tygodniu.


 Bamboo Luminous Shine Shampoo i  Luminous Shine Conditioner to delikatne, wolne od siarczanów i chlorku sodu produkty do pielegnacji włosów, który zawierają silnie działający, organiczny ekstrakt z bambusa oraz ekologiczny agrest indyjski o właściwościach nabłyszczająco-wzmacniających. Sprawia, że włosy stają się mocne, zdrowe i lśnią wspaniałym blaskiem. Zawarta w nich formuła Color Hold ochroni włosy przed blaknięciem koloru oraz przed promieniowaniem UVA/UVB. Produkty te zawierają organiczny ekstrakt z bambusa, agrest indyjski, ekologiczny olejek Kendi (źródło niezbędnych, nienasyconych kwasów tłuszczowych OMEGA 3, OMEGA 6 i OMEGA 9 oraz przeciwutleniaczy), tokoferol (antyoksydant, chroni komórki przed utleniaczami. Bierze udział w dostarczaniu składników odżywczych do komórek. Uzupełnia naturalny poziom lipidów, wygładza włosy).

 W tym przypadku mam akurat oba produkty ale poniewaz odzywki bardzo czesto obciazaja mi wlosy, wiec postawila na taka, ktora im przynajmniej doda blasku. Oba produkty swietnie sobie radza, na zdjeciu akurat to nie za bardzo widac (w przypadku odzywki) ale oba uzywam dosc czesto. To sa dla mnie takie do czestego stosowania.


  SeaSilk Caviar Oil Gel to byl pierwszy produkt z serii Caviar, ktory kupilam. Prawde mowiac jeszcze nigdy nie mialam z czyms takim do czynienia. Jest to w sumie kosmetyk 2w1, regeneruje i stylizuje. Zel sam w sobie jest dosc gesty, przypomina bardzo gesty jedwab ale gdy go nalozymy na dlon i rozetrzemy... to nie musimy sie obawiac, ze zrobimy sobie krowi placek, ktory nam zrujnuje fryzure. Aplikacja tez nie stanowi problemu, butelka zakonczona jest pompka, ktora ulatwia nam wycisniecie odpowiedniej ilosci produktu. Glowne skladniki pielegnacyjne to wyciąg z kawioru, jedwab morski (Seasilk), wyciąg z rożeńca górskiego oraz witamina C. Zapach ma typowy dla tej serii i sa to cytrusy. Po raz pierwszy lubie cytrusy w kosmetykach ale naprawde pachnie bardzo przyjemnie. Ja nakladam przewaznie niewielka ilosc na wilgotne wlosy, trzyma je pod kontrola i pielegnuje. Mimo wszystko musze uwazac zeby nie przesadzic, przy cienkich wlosach zawsze mamy ryzyko.


 Caviar Moisture Conditioner kupilam po tym jak zuzylam saszetke, ktory znalazlam w ostatnim zamowieniu. Testowalam szampon i odzywke ale na razie skusilam sie tylko na odzywke, bo jak widac szamponow mam pod dostatkiem. To co ona robi z moimi wlosami, to jakas bajka. A przy tym nie obciaza i za to juz ja kocham. Po tym jak nalozymy ja na wlosy, to dokladnie w tym momencie z poplatanych kudelkow robia sie lejace i nie pusza sie pozniej, nie ma problemow z rozczesaniem a wlosy wygladaja tak, ze napatrzec sie nie mozna. 

Intensywnie nawilżająca odżywka przeznaczona do pielęgnacji słabych i łamliwych włosów. Zapobiega starzeniu struktury włosów. Zawiera dwa opatentowane kompleksy: Age-Controll Complex, witaminy C i cytokin oraz Seasilk, zapewniając wyjątkowe nawilżenie i pomoc w odbudowie struktury włosów.


Caviar Volume Shampoo czeka na swoja kolej i zastapi ten z Bamboo, ktory uzywalam do tej pory. Na razie nic na jego temat nie powiem, bo jeszcze nie uzywalam ale na pewno kiedys... jak zuzyje pare opakowan, to moze powroce do tego tematu. Przeciez w koncu uzywamy kosmetyki anti - aging do twarzy, to dlaczego nie do wlosow ale zeby zobaczyc czy dzialaja, to tak samo potrzeba czasu.

***

CAVIAR Anty-Aging to kompleksowa linia produktów przeznaczona do włosów zniszczonych z powodu codziennych stresów, czynników środowiskowych, czynników chemicznych i przedwczesnego starzenia się. Działając przeciwko starzeniu się na poziomie komórkowym i wypełniając włos wyciągiem z kawioru, witaminą C i cytokinami, w połączeniu z najnowszymi technologiami zapobiegającymi procesowi starzenia się, ta linia produktów pozwala zminimalizować widoczne objawy starzenia się i poprawia ogólny stan włosów dodając im witalności, blasku i elastyczności. 

 Enzymtherapy to technologia stosowana we wszystkich produktach firmy Alterna, będąca ukierunkowanym systemem enzymów zwiększających skuteczność dostarczania skórze podstawowych składników. System ten zapewnia skórze enzymy niezbędne do przekształcenia składników w strukturę, która jest łatwo przyswajalna przez włosy i mieszki włosowe, dzięki czemu włosy stają się grubsze i mocniejsze.

 Color Hold to opatentowana formuła. Gwarantuje najwyższy stopień ochrony koloru, zapobiegając blaknięciu kolorów spowodowanemu promieniowaniem UVA, UVB oraz promieniowaniu światła widzialnego w tym pochodzących również ze sztucznych źródeł światła, jak również chroni kolor przed wypłukiwaniem się.

 Age-Control Complex opatentowany kompleks zapobiegający starzeniu się włosów, działający przeciwko naturalnym, chemicznym oraz środowiskowym procesom starzenia się, dostarcza włosom najnowsze rozwiązania technologiczne spowalniające proces starzenia się poprzez przywrócenie ich nawilżenia, siły, żywotności i elastyczności. Age-Control Complex® opiera się na trzech głównych składnikach. Są to: 
  • wyciąg z kawioru - bogate źródło kwasów tłuszczowych Omega-3
  • witamina C - posiadająca udowodnione działanie antyoksydacyjne 
  • cytokiny - wspomagające mikrokrążenie.
Składniki te działają na trzech różnych poziomach, aby powstrzymać widoczne oznaki starzenia.