Seiten

piątek, 31 października 2014

pan kotek byl chory...

 ... i lezal w lozeczku. 

Ughh... to juz prawie dwa tygodnie i juz mi bokiem wychodzi. Nie pamietam kiedy ostatnio mnie na tyle rozlozylo ale juz jakis czas temu podjelam decyzje, ze w przypadku choroby dam sobie tak duzo czasu ile moj organizm bedzie potrzebowal. Nie ma nic gorszego jak przechodzone przeziebienia... szkodzimy sobie same i nikt nam za to poswiecenie nawet nie podziekuje. Zdrowy egoizm jest w tym przypadku jak najbardziej wskazany.


Choroby maja to do siebie, ze rujnuja nasz wyglad. Wlosy, rzesy, skora i paznokcie... wszystko cierpi razem z nami. A gdy do tego stajemy sie pociagajace i z nosa leci jak z kranu, to wiadomo jak biedny nos po paru dniach wyglada. Uzywanie kosmetykow (tych co zawsze) tez staje sie wtedy troche problematyczne... przynajmniej dla mnie. Bo moja skora protesuje i malo co wtedy akceptuje. 

Ograniczylam to co uzywalam do minimum i wyszlo mi to na dobre. Te pare kosmetykow, banalnie prosty zestaw pomog mi przetrwac te dni i zapobiec spustoszeniu. 


 Wszelkie kremy zastapilam olejem kokosowym. Mam to szczescie, ze moja skora kocha ten produkt. Stosowalam rano i wieczorem na umyta twarz i to w zupelnosci wystarczylo. O tym produkcie napisalam osobnego posta jakis czas temu i wiekszosc z was wie, ze kocham... wiec nie ma sensu zebym sie powtarzala.


 Na poczatku nie wiedzialam czym umyc skore. Byla podrazniona, sucha miejscami a kolo nosa mialam katastrofe. Moj krem do mycia z EL wydal mi sie za mocny, nie potrzebowalam szalonego oczyszczenia. I tak mi sie przypomnialo, ze mam miniaturke Biotherm Biosource dla skory mieszanej i normalnej. Nie mialam wczesniej z nia do czynienia ale ogolnie lubie produkty tej firmy, wiec postanowilam sprobowac i byl to strzal w 10. Podejrzewam, ze kupie pelnowymiarowe opakowanie. Zelowa konsystencja, ktora zamienia sie w lekka pianke... bardzo przyjemna w uzyciu. Zawiera kompleks 70 mineralow i wyciag z planktonu termalnego. Delikatnie oczyszcza i nie przesusza a to bylo w tym momencie dla mnie bardzo wazne.


 Moj ukochany od lat balsam do ust Dior Lip Balm tu akurat w odcieniu 003. Jak dla mnie nie ma lepszego produktu do pielegnacji ust. W sumie nie pamietam kiedy mialam jakikolwiek problem z ustami.


Na ratunek mocno nadwyrezonej skorze przy nosie... dla mnie wtedy w gre wchodzi tylko jeden produkt. Masc Bepanthen do oczu i nosa z 5% Dexpanthenolem. Zadnych zbedynch dodatkowych skladnikow, masc jest bardzo delikatna i przede wszystki skuteczna.

***

Bonusik ;)


Jak widac wszystko pod kontrola. Wracam do swiata zywych hehe... piatek to ostatni dzien mojego zwolenienia, weekend spedze w pracy a potem juz szara zwykla... listopadowa codziennosc ;)

Dziekuje wszystkim za zyczenia szybkiego powrotu do zdrowia :*

Co nas nie zabije, to nas wzmocni. 

Milego weekendu :)


środa, 29 października 2014

a mialo byc tak fajnie...


Czesc z was moze pamieta, ze kiedys bardzo mocno lubilam produkty Kerastase. W sumie wiekszosc tego co firma miala w ofercie bardzo dobrze mi sluzylo i nic nie wskazywalo na to, ze mialo sie to zmienic. No coz... tym razem tez byla to akcja "odswiezania produktow", co czesto konczy sie tym, ze swietne kosmetyki traca swoje wlasciwosci i sa kompletnie do dupy. 

Cristalliste to byla nowa seria, zapowiadala sie calkiem ciekawie, wiec jak juz otarlam lzy po tym, ze musialam w sumie zrezygnowac z produktow tej firmy (bo albo zostaly wycofane albo zastapiaone koszmarkiem) ... to ta linia byla przez chwile swiatelkiem w tunelu.


Tym bardziej, ze jest ona przeznaczona dla wlosow cienkich, slabych... ma im przywrocic blask, dac lekkosc i przy tym delikatnie oczyszczac. No po prostu marzenie. Cale szczescie, ze siegnelam tylko po szampon ehhh...


Podchodzilam do niego pare razy... ciagle wmawiajac sobie, ze moze cos innego jest przyczyna tego oplakanego efektu na mojej glowie. Niestety... nie ma sie co oszukiwac, ten szampon kompletnie mi nie sluzy. A wydawaloby sie, ze to tylko szampon. On ma tylko myc. Taaa... u mnie nawet tego jakos porzadnie nie robi. Bardzo duzy smuteczek... i postanowilam, ze dam sobie spokoj. 

Po dosc dlugich poszukiwaniach znalazalm zastepce albo wlasciwie nastepce... i jestem bardzo zadowolona. Na szczescie na rynku mamy wiele firm i kiedys w koncu sie trafia na to co nam sluzy.

Dopoki ktos nawiedzony nie wpadnie na pomysl odswiezenia :P 


poniedziałek, 27 października 2014

Zoeva Naturally Yours... z bliska :)

No coz... rozne atrakcje zdrowotne pokrzyzowaly mi troche plany i uniemozliwily normalne funkcjonowanie... blogowe zreszta tez.  Zeby nie bylo, ze o was zapomnialam... to mam dzis do pokazania jeden z produktow Zoeva, ktory kupilam juz jakis czas temu.


 Na razie nie nadaje sie do pokazania ludzkosci... ja oczywiscie a nie paletka. Oprocz tego kupilam kolejny pyndzel o numerze 221... tak tak to juz nalog ale uwielbiam pedzle tej firmy. I matowa baze pod cienie, ciekawa jestem jak sobie poradzi.


Dzis jednak chcialam sie skupic na paletce. Dostepne sa 4 rozne zestawienia kolorow... to jest jedyna paletka w nudkach i brazach. Wykonczenia mat, satyna, metaliczny i duo chrome. Wagowo mamy 10 cieni po 1,5 g. Opakowanie jest wykonane z kartonu ale calkiem porzadne, podobne do opakowan UD.


 Kolory sa swietnie napigmentowane i daja nam wiele mozliwosci, oczywiscie pod warunkiem, ze lubi sie takie odcienie. Ja lubie :)


Musze przyznac, ze prezentuja sie bardzo przyzwoicie i bardzo jestem ciekawa jak sobie poradza na oku. Jak bedzie z rozcieraniem, czy nie beda znikac... no i oczywiscie jak bedzie z trwaloscia na oku.


:)

wtorek, 21 października 2014

Diorshow Maximizer Lash Plumping Serum w akcji :)


 W ramach podtrzymania wygladu moich wyhodowanych rzes, siegnelam po produkt Diora, ktory juz jest w sprzedazy od dawna ale ostatnio przeszedk maly lifting. Nie wiem czy tylko opakowania, czy zmienili tez cos w skladzie, w kazdym badz razie, o ile stara wersja srednio mi podeszla... tak ta nowa jest do mnie rewelacyjna.


Diorshow Maximizer Lash Plumping Serum to kosmetyk ktory mozemy uzywac na dwa sposoby. Jako odzywke do rzes i stosowac na przyklad na noc albo jako baze pod tusz. Ja uzywam jako baze, bo na noc stosuje Revitalash albo Xlash.


10 ml w opakowaniu, ktore wygladem przypomina tusz. Sam produkt jest bialy i tak tez na poczatku wyglada na rzesach, co ma swoja dobra strone, przynajmniej mozna rownomiernie nalozyc... szczegolnie gdy uzywa sie pod tusz. Szczoteczka jest silikonowa, co ulatwia nam rozczesanie rzes przy nakladaniu. Nie probowalam jej z innymi tuszami ale z tymi dwoma co aktualnie uzywam swietnie wspolpracuje. Na zdjeciu ponizej mamy moja ulubiona trojke.


Serum to ma wzmacniac i odzywiac nasze rzesy. Do tego je chroni, bo jakby nie bylo, otula kazda rzese osobno. Nie daje pogrubienia ale to tez nie jest jego zadanie... za to swietnie wydluza. Uwielbiam za to, ze idealnie rozdziela a nie skleja, jak to bazy tego typu potrafia. Nalozenie tuszu to potem pare sekund, bez zbednej gimnastyki. Czy ma pozytywny wplyw na trwalosc tuszu to nie wiem, bo te dwa ktore uzywam same z siebie sa rewelacyjne pod tym wzgledem.


Bonusik ;)


Tusz nakladamy na odzywke chwile po nalozeniu jej na rzesy. Wtedy bedziemy miec najladniejszy efekt. Pare razy trzeba sprobowac, wiadomo nie ma idealnego momentu dla wszystkich ale po paru uzyciach kazdy do tego dojdzie. 

Jezeli jeszcze przy tym efekcie ktory daje wzmocni mi z czasem rzesy, to bede ja jeszcze bardziej lubic ale i tak podejrzewam, ze na dluzej u mnie zagosci, bo bardzo mi sie podoba to co widze w lusterku i na zdjeciach :)


poniedziałek, 20 października 2014

srocze blyskotki... roze :)


 Czyli ostatnia czesc... troche spozniona ale ciagle aktualna ;)


 Patrzac na te moje blyskotki, to wychodzi, ze do rozy mam najwieksza slabosc.


 Z tym, ze nie potrafie sie za bardzo przekonac do kremowek. Pierwszym byl Zygomatic z Illamasqua i oeszem po niego siegam chetnie ale glownie dlatego, ze uwielbiam ten kolor. Drugi to nie tyle kremowka co pianka hehe... Meteorites Bubble Guerlain. Roz o boskim zapachu i dajacy delikatny i naturalny efekt. Tez mi to troche czasu zajelo zanim go oswoilam.


 Chanel Joues Contraste to zdecydowanie moje ulubione roze. W tej chwili mam cztery sztuki. Na zdjeciu brakuje najnowszego z jesiennej kolekcji, czyli 160 Innocence. Uwielbiam je za zapach, trwalosci i efekt jaki daja. I mam wrazenie, ze sa nie do zdarcia. Rose Dust to roz po ktory siegam najczesciej... jak nie moge sie zdecydowac jaki wybrac, to siegam wlasnie po ten. Uzywam go i uzywam a drania w ogole nie ubywa. Na zdjeciu od lewej mamy 60 Rose Temptation, 54 Rose Dust, 68 Rose Ecrin.


 Z rozami Dior ogolnie mi nie jest po drodze. Glownie dlatego, ze rzadko kiedy je u mnie widac. Ja nie wiem czy one sie ulatniaja ale znikaja mi z policzkow z predkoscia swiatla. Rosy Glow jest dosc specyficznym rozem i jednym z takich ktore trzeba miec. W pierwszym momencie gdy sie go zobaczy, to jedyne co przychodzi to glowy to to, co to wlasciwie za oczojebek. Ten roz u kazdej osoby bedzie troche inaczej wygladac i na twarzy daje bardzo ladny i swiezy efekt. Daleki od tego jak wyglada w opakowaniu. Naprawde warto mu sie przyjrzec.


Zoeva dopiero od niedawna ma te roze w swojej ofercie. Ja kupilam go z ciekawosci i bardzo pozytywnie mnie zaskoczyl. Swietny roz o dobrej trwalosci, ktory do tego kosztuje niewiele a w opakowaniu mamy 8g. 


 Inglot roz w odcieniu 82. Cudny brudny roz o swietnym nasyceniu koloru i dobrej trwalosci. Tych produktow chyba nikomu nie trzeba przedstawiac. Bardzo go lubie i mam go w paletce razem z najbardziej genialnym chlodnym pudrem do konturowania (seria HD 505).


 Ostatnia piatka to roznego rodzaju limitowane maczki. Od lewej Flower Fantasy taki troche bardziej rozo-rozswietlacz  ale bardzo fajnie wyglada na skorze. Najnowszy w mojej kolekcji Corol (matte/satin) i mineralny cukiereczek Giggly.


Dwa mocne roze przy ktorych nakladaniu lepiej uwazac ale oba swietnie wygladaja i oba bardzo lubie. Vintage Grape po lewej i Amazon Princess po prawej. 

Od lewej: Illamasqua, Guerlain, Chanel, Dior, Zoeva, Inglot, MAC
Wszystkie pokazywalam juz na blogu, wiec bez problemu mozna znalezc je na liscie po prawej stronie w zalkadce "roze".


piątek, 17 października 2014

niekosmetycznie w obrazkach... na czterech kolkach ;)


Zeby nie bylo, ze kompletnie zapomnialam mam dzis dla was kolejny post dotyczacy Santorini. Kolejne praktyczne wskazowki i pare zdjec. Pisanie i przygotowywanie takich postow, zabiera o wiele wiecej czasu jak typowo kosmetyczny ale dzis mam wolne, wiec sie udalo. 


 Wiadomo to czy nas urlop spedzimy na lezaku przy basenie czy aktywnie zalezy od naszych predyspozycji i mozliwosci finansowych. Aczkolwiek naprawde szkoda ograniczac go tylko do plazy, wyspa naprawde jest warta zwiedzenia. Hotele i lokalne biura wycieczkowe maja przygotowane rozne oferty... i pare z nich jest w porzadku, inne to strata pieniedzy. Szczegolnie rozbawila mnie oferta, ktora nam tez usilowano wcisnac, czyli "Santorini w jeden dzien". Omijac szerokim lukiem... bedac na wyspie ma sie naprawde sporo czasu i nie trzeba w dzikim pedzie oblatywac najbardziej popularnych miejsc na wyspie. Przy tej pieknej pogodzie naprawde nie jest to dobrym wyborem, bo pozniej leci sie za parasolka (tudziez innym sprzetem trzymanym przez przewodniczke) ... jezyk zwisa do kolan i tak naprawde to nie ma sie z tego zadnej przyjemnosci. Warto wybrac z tych gotowych wycieczek taka na pol dnia, ktora zawiezie nas na wulkan, do goracych zrodel i na wyspe Thirasia. Mozna tez taka z zachodem slonca w Oia, aczkolwiek wydaje mi sie, ze fajniej oglada sie zachod siedzac na ruinach zamku, co prawda z milionem innych chetnych ale musze przyznac, ze ma to swoj urok. Natomiast fajna jest popoludniowa wycieczka po kraterze, ktora tak samo jest zakonczona zachodem na morzu. Ofert jest sporo, roznych... najlepiej popatrzec i przejrzec wszystkie oferty, nie dac sie namowic naganiaczom ;). Hotele czesto posrednicza w zalatwianiu takich wycieczek, korzystajac z lokalnych biur, wiec mozna tez obejrzec to co maja w ofercie. Nie ma roznic w cenie. Jedyne moze na co jeszcze warto zwrocic uwage to to, jakiej wielkosci jest statek czy katamaran... mnie zawsze rozwalaja takie plywajace puszki pelne sardynek ;). Oczywiscie mozna tez wynajac jacht lub katamaran, wszystko zalezy na co mozemy sobie pozwolic.

 Naprawde warto zwiedzic wyspe na wlasna reke. Nie jest to ani specjalnie trudne ani bardzo kosztowne. A mozemy o wiele wiecej zobaczyc. Zgubic sie na niej trudno :)
Najtanszym i calkiem dobrze zorganizowanym sposobem transportu sa lokane autobusy. Latwo je poznac, wszystkie wygladaja tak jak ten na zdjeciu powyzej. I mozna nimi dojechac do kazdego wiekszego miasteczka. Wszystko o dziwo sprawnie funkcjonuje, autobusy sa klimatyzowane... wsiadamy, zajmujemy sobie miejsce (jak sa)... oprocz kierowcy w busie jest "kasownik", ktory wykrzykuje nazwy miasteczek/przystankow i sprzedaje bilety. Ja jezdzilam na trasie Perissa - Thira i bilet dla jednej osoby, kosztowal 2,20€. Ogolnie funkcjonuje to tak, ze Thira jestpunktem gdzie zjerzdzaja sie wszystkie autobusy i tu mozna sie przesiasc na inny jadacy do Oia lub Kamari. Jak widac autobusy jezdza czesto i podrozowanie nimi pozwala odwiedzic wiele miejsc na wyspie.

Z tym, ze oczywiscie nie zobaczymy wszystkiego. Autobus ma swoja trase, zalicza miasta i staje po drodze... sa jednak piekne miejsca gdzie musimy znalezc inny srodek transportu zeby sie tam dostac. Oczywiscie sa na wyspie wypozyczalnie aut. Nie polecam prywatnych (nie firmowych) z tego powodu, ze auta sa w zlym stanie i roznie bywa z ubezpieczeniem. A ceny wcale nie sa o wiele nizsze niz w przypadku tych znanych takich jak Eurpocar, Sixt, itp. Koszt malego autka to okolo 40-50€ za dzien. Ja bym sie na auto nie zdecydowala. Po pierwsze parkingi... autem nie mozna stanac gdzie nam sie podoba. Parkingow jest niewiele i czesto sa platne a do tego polozone na uboczu. Po drugie ceny paliwa. Jak widac na zdjeciu, potrafia przyprawic o zawal. Tu akurat byla to mala stacja na uboczu... ogolnie ceny za benzyne siegala do 2,00€, za diesel do 1,60€.

Swietnym rozwiazaniem i sposobem podrozowania sa Quardy. Ten moj byl akurat najwiekszym modelem o najmocniejszym silniku ale sa tez mniejsze. Wszystko zalezy od tego jaki sie nam spodoba. Ceny za dzien to w zaleznosci od wielkosci 30 - 40€. Jeden wystarczy spokojnie dla dwoch osob, te duze sa wygodne... mialam z tylu miekkie oparcie. W tej skrzynce sa dwa kaski i ogolnie mamy kluczyk, mozna ja potem zamknac i nie trzeba wszystkiego ze soba nosic. My mielismy w srodku reczniki plazowe, picie, torebke, aparat i pare innych rzeczy. One stosunkowo niewiele pala. Zawsze powinno sie oddawac mniej wiecej z taka iloscia paliwa z jaka sie dostalo. Oczywiscie sa roznego rodzaju skutery, choc te bardziej nadaja sie do przemieszczania z A do B, jak do szalonych wypraw ;)

 Oczywiscie na Santorini jest obowiazek jezdzenia w kasku ale 80% jezdzilo bez. Nie nalezy Quadow zostawiac gdzie popadnie ale parkuje sie je o wiele latwiej i szybciej jak auta. Wiadomo... male to sie wszedzie zmiesci ;). Powinno sie jezdzic tylko po asfaltowych drogach ale nie zawsze jest to mozliwe, w kazdym badz razie nie wskazane jest jezdzenie po polach na przelaj. Quad jest idealnym pojazdem jezeli chcemy odwiedzic oddalone zakatki wyspy a przede wszystki plaze ktore sa polozone na poludniu. 

 
Drogi do nich przewaznie prowadza w dol i do rownych nie naleza, wiec wjezdzanie tam autem moze sie skonczyc tym, ze sie zawisnie podwoziem na jakiejs nierownosci... no chyba, ze sie ma jeepa. A naprawde warto je odwiedzic. Z jednej strony sa to dzikie plaze a z drugiej sa czyste i calkiem dobrze zagospodarowane. Czesto mozna znalezc w poblizu tawerne, wiekszosc ma lezaki i parasole (oczywiscie platne).


Dla takich widokow naprawde warto.

Dopiero z gory widac, ze to co wyglada jak zaniedbane, opuszczone platnacje w rzeczywistosci pola ma ktorych rosna glownie winigrona. Santorini znane jest tez z wyrobu win... i to calkiem dobrych ale w przeciwnosci do naszych winnic, gdzie krzaczki rosna "w pionie", te greckie po prostu sobie leza. Rownie pyszne sa tubylcze pomidorki, oliwki i kapary.


Muly i osly w dalszym ciagu sa nieodlaczym elementem w Grecji... tak samo jak wiatraki, choc te zostaly przerobione na domki letniskowe. Ta czesc wyspy tez nie jest zbyt czesto odwiedzana przez turystow, autobus tam co prawda jezdzi ale wiadomo nie wszedzie sa przystanki i niestety nie ma karty na caly dzien na przejazdy.


W wielu miejscach mozna kupic miejscowe wyroby. Przetwory, oleje, wina... same smakolyki. Choc ten sklepik byl wyjatkowy. Niesamowicie sympatyczna wlascicielka, ktora nie narzucajac sie potrafila stworzyc wyjatkowa atmosfere, tak ze w sumie kazdy kto sie tam zatrzymal, kupowal jakis drobiazg.

My w sumie zrobilismy sobie postoj zeby sie czegos napic. Kazdy gosc dostaje gratis tace z roznymi smakolykami, ktore mozna sobie kupic i prawde mowiac lepszej reklamy nie potrzeba. To wszystko bylo tak smaczne, ze mozna zezrec z telerzem ;) ... niestety bagaz ograniczony wagowo, wiec skusilam sie tylko na przepyszna paste z pomidorow i druga z oliwek a takze na fasolke, z ktorej wykonuje sie tradycyjna fave. Przed sklepem suszyly sie pomidorki. Zapach byl niesamowity.

Wlasnie ta poludniowa czesc najlepiej zwiedzic na wlasna reke. Biala i czerwona plaza... latarnia morska i naprawde niesamowite widoki, spokojnie mozna to w ciagu jednego dnia zobaczyc. Mapki z wszelkimi atrakcjami dostajemy w sumie wszedzie... w sklepach, w hotelu i przy wypozyczaniu czterech kolek.


To byloby na tyle jezeli chodzi o podrozowanie po wyspie. Mam nadzieje, ze udalo mi sie to w miare zgrabnie opisac i pomoze to tym osobom, ktore planuja sie wybrac na Santorini.


środa, 15 października 2014

Zoeva exclusively for Douglas... czyli zestaw pedzelkow do oczu :)


 Wiadomo na brak pedzli nie narzekam ale jak zobaczylam te malenstwa, to samo sie kliknelo ;) ... i na szczescie widze, ze nie tylko ja tak mialam, wiec czuje sie usprawiedliwiona. Pedzle znikaja z predkoscia swiatla. Co tylko pojawia sie nowe to zaraz zostaja wykupione. Wykonane sa z naturalnego i sztucznego wlosia.


 Mowa tu oczywiscie o dosc znanych juz pedzlach Zoeva, ktore juz pare razy pojawialy sie na moim blogu. Pedzle tej firmy sa od jakiegos czasu dostepne w niemieckim Douglasie online. I tam tez pojawily sie teraz pedzelki (zestaw zawierajacy 4 pedzle plus kosmetyczka) w wersji limitowanej, zrobione dla Douglasa. Oczywiscie to co czyni je "wyjatkowymi" i co przyciaga wzrok, to piekny kolor... rownie dobrze moglyby miec napis Tiffany ;)


 Wnetrze kosmetyczki ma tym razem taki sam kolor jak pedzelki.


 Mamy tu trzy pedzle do oczu i jeden do brwi. Numery i nazwy sa na zdjeciu, wydaje mi sie, ze to wystarczy. W sumie jest to wystarczajacy zestaw do wykonania pelnego makijazu oka, wiec wydaje mi sie, ze warto go miec. Cena to 19,99€


 Pedzle sa jak zawsze swietnej jakosci, nic im nie mozna zarzucic. Nie ma tu roznicy miedzy standard i wersja limitowana (tak jak to bywa np. u MAC). Kosmetyczka na pewno mi sie przyda, ta ma plastikowy zamek i lepiej sie zamyka jak te co mozna kupic. Wiem, ze pare osob mialo z tamtymi problemy. U mnie na szczescie obie funkcjonuja bez zarzutu.


Jestem bardzo zadowolona z zakupu, jak zawsze zreszta. Towarzysze w sumie firmie Zoeva od samego poczatku i naprawde jestem pod wrazeniem jak poprawila sie jakosc produktow a ceny pozostaly dalej calkiem przyjazne dla portfela. Teraz nie mialabym nic przeciwko takiemu zestawowi pedzli do twarzy ;)