Seiten

piątek, 8 stycznia 2016

niekosmetycznie w obrazkach... balijski miszmasz cz.2

Mam dzis troche czasu, wiec pomyslalam, ze czas na kolejny balijski post. 
Bedzie troche o mieszkancach, troche o jedzeniu... kolorowy miszmasz. 


Jak juz pisalam w wielu innych postach podrozowych, bierzemy zawsze pokoj ze sniadaniem, bo uwazam, ze szkoda ograniczac sie tylko do jedzenia w hotelu. Bez wzgledu na to jak by nie bylo pyszne i kuszaco podane. Lokalne knajpy i odkrywanie roznych smakow jest o wiele ciekawsze i dla mnie jest czescia podrozy. Restauracje wybieram na intuicje i prawde mowiac jeszcze nigdy nie trafilam zle, nigdy mi nic nie zaszkodzilo i to utwierdza mnie w przekonaniu, ze taka opcja jest najlepsza. Na powyzszych dwoch zdjeciach i na tym ponizej mamy moja ulubiona (i nie tylko moja... slubnego tez) tajska knajpe w Sanur. Zarcie mieli rewelacyjne, moje ulubione danie Nasi Goreng wersja deluxe. Jak patrze na zdjecie do dostaje slinotoku.


Kolejna dosc znana i pyszna potrawa jest Chicken Satay (po lewej stronie), kaczke tez .mozna zjesc na wiele sposobow. O ile w Tajladnii czesto zywilismy sie w garkuchniach, tak tu pozostalismy glownie przy lokalnych knajpach i restauracjach. Wiadomo to wszystko jest przygotowane pod turystow, balijczycy jedza o wiele prosciej i wiele ich domowych przepisow nie spotkamy nawet w przyulicznych minilokalach, sanepidu co prawda nie maja ale podejrzewam, ze tego by nasze zoladki tak dobrze nie zniosly. Lokalne jedzenie nawet w restauracjach ma calkiem przystepne ceny. Za porzadna i sycaca porcje wychodzilo miedzy 5,00 a 10,00€ na osobe plus picie. Roznice bylo widac dopiero jak odwiedzilismy w Kucie restauracje Jamiego Olivera. Jedzenie bylo pyszne ale rachunek kolo 40,00€ czyli cena calkiem europejska.


Wiadomo w miastach sa mniejsze lub wieksze sklepy spozywcze ale zdecydowanie warto odwiedzic typowy markt. Ten z ponizszych zdjec znajdowal sie w Ubud. Odwiedzajac takie miejsce dopiero przyzywa sie szok. Zapachy... roznego rodzaju i orgia kolorow po prostu powala. 


 Owoce, warzywa, przyprawy i miliony innych produktow... w tym mieso lezace w tym upale na blatach. Jakies lodowki albo chocby lod alez skad. Czesto sie zastanawialam jak mozna to jesc i nie pasc na pysk. Widocznie sa przyzwyczajeni. Natomiast owoce mozna kupowac... kilogramami. Choc musze przyznac, ze tajskie owoce bardziej mi smakowaly, przynajmniej jezeli chodzi o banany i mandarynki. Te baliskie banany maja taki maczny posmak, po prostu zupelnie inny gatunek.


Podoba mi sie to, ze owoce ktore znam ze sklepu rosna tam przy drodze na drzewach i krzakach. Mango, papaje, mandarynki, banany... i kakao :)


 Balijska przekaska z ryzu z kokosem, ktora poczestowal nas nasz przewodnik.


 Wiekszosc mieszkancow wyspy nalezy do nizszych klas, przez co nie maja latwego zycia ale potrafia sobie radzic. Glownie zajmuja sie uprawa ryzu, wulkaniczna ziemia jest zyzna a woda ktora splywa z wulkanow zaopatruje pola i okolice, przez co srodek wyspy jest caly czas zielony, w odroznieniu od wybrzezy gdzie miejscami bylo widac, ze sucha pora byla wyjatkowo dluga. Praca na polach ryzowych nie nalezy do lekkiej. Duza wilgotnosc, upal i pozycja niezbyt przyjazna dla plecow. Na wyspie uprawiane sa dwa rodzaje ryzu... ten na eksport i na wlasne potrzeby. Oprocz tego na polach rosnie kukurydza, chili i pomidory. Pola ryzowe potrzebuja odpoczynku i przez jakis czas musi na nich rosnac cos innego.


 Gdy nie pracuja na polach, poza sezonem ryzowym albo gdy juz po prostu nie moga, to sa dosc pomyslowi jezeli chodzi o sposoby na zarobienie dodatkowych pieniedzy. Podobalo mi sie to, ze mozna bylo kupic wiele wyrobow, powiedzmy na pamiatke albo na prezent... ktore wyrabiane byly faktycznie na miejscu a nie masowke z fabryk (chinskich na przyklad).


Nasz przewodnik opowiadajac nam o wyspie, powiedzial ze u nich BMW tez jest bardzo popularne i dosc czesto spotykane. Co prawda ma to sens tylko po niemiecku ale jak nam pokazal, to sie usmialam. Na ponizszym zdjeciu balijskie BMW czyli  Bauer mit Wasserbüffel (rolnik z bawolem).


Mialam okazje odwiedzic typowy balijski dom, o ile to mozna domem nazwac. W normalnych domach z wieloma pokojami i pietrami mieszkaja ci co maja pieniadze (wyzsza kasta) ... oraz ludzie w miastach. Tam tez mozna spotkac typowe mieszkania. Natomiast cala reszta mieszka w typowych tradycyjnych "domach". Co nie znaczy, ze nie ma tam tez ludzi zamoznych. Wszystko zalezy od regionu, tego czym sie mieszkancy zajmuja... jak juz pisalam balijczycy sa dosc zaradni. Na ponizszych zdjeciach mamy typowa posiadlosc. Sklada sie przewaznie z rodzinnej swiatyni i paru wolno stojacych budynkow, mieszka tam kilka pokolen, o starszych ludzi sie dba. Otwarta kuchnia to bardzo wazna czesc domu. Po lewej stronie na dole mamy spichlerz na ryz, na dole sie suszy na gorze przechowuje. W tych jednopokojowych domkach maja pewnie sypialnie, moze lazienki. Glownie maja chronic przed sloncem i deszczem. Nie maja okien, tylko waskie szpary... drzwi tak samo sa dosc waskie, balijczyk z nadwaga mialby problemy ;)


Znalazlam jeszcze jedno zdjecie typowej drogi w wyzszej czesci wyspy. Zekrety bez konca i waskie drozki z paskiem na srodku. Mniej wiecej na jedno auto. Tam nawet ciezarowki byly w wersji mini. Typowe jest uzywanie klaksonu gdy zbliza sie do zakretu, tak zeby ci jadacy z przeciwka wiedzieli, ze nie sa sami na drodze. O dziwo funkcjonuje to calkiem dobrze. Na zakrecie widac tez typowe balijskie lozko, czyli publiczne miejsce na odpoczynek i dajace mozliwosc schowania sie przed sloncem. 


 Bali to nie tylko flora ale tez fauna. Gekony i przerozne jaszczury... piekne motyle i oczywiscie malpy. Sporo psow lezacych gdzie popadnie i dosc malo kotow. Rozne lokalne biura podrozy oferuja wycieczki na sloniach. Nie jest to typowe dla balijczykow. Po prostu ktos doszedl do tego, ze jest to dobry biznes i sprowadzil slonie na wyspe. Slonie sa typowe dla Tajlandii, tam ma to tradycje... tu jest tylko jako atrakcja turystyczna. Malpki zyja w wielu miejscach ale glownie w dwoch parkach. Mlapy w Ubud sa dosc bezczelne i czesto zlosliwe. Kradna ile wlezie i co im wpadnie w lapki a potem chca na wymiane banany. Sa na tyle sprytne, ze potrafia zlapac banany ale nie oddadza tego co zabraly, tylko daja dalej kolejnej malpie. I cala zabawa zaczyna sie od nowa :]


Na tym zakoncze tego posta, co za duzo to nie zdrowo. Na pewno nie jest to ostatni, 
bo mam jeszcze pare rzeczy do opisania i pokazania.

14 komentarzy:

  1. Na chwile przenioslas mnie na ta wyspe, ach, piekne wspomnienia! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawe informacje i piękne miejsce😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to jest bardzo ciekawy kraj :) ... i ma swoj urok

      Usuń
  3. Przepiękne magiczne zdjęcia....

    OdpowiedzUsuń
  4. Mogę czytać i oglądać, i podziwiać oczywiście, bez końca! Kiedyś marzyłam o Malediwach, ale mi przeszło, gdy poczytałam o tym fałszywym raju, Bali teraz mi się marzy. I Sri Lanka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to tak przewaznie jest, widzi sie w necie piekne, wybrane zdjecia... ktore wygladaja bajkowo, niestety rzeczywistosc bywa bardziej brutalna. Malediwy same w sobie nie maja zadnej atrakcji oprocz plazy i podwodnego swiata dla tych co nurkuja. Dla mnie za nudno. Ja wole mniej idealnie ale ciekawie ;)

      Usuń
  5. Ojej, oglądam sobie tak te Twoje piękne, kolorowe fotki i aż dech zapiera :) Piękne widoki, aż Ci zazdroszczę (tym bardziej, że ja leżę chora w domu) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdrowka zycze :) ... ja jak patrze na te zdjecia i wspominam, to mam ochote natychmiast gdzies poleciec ;)

      Usuń
  6. Mona poczuc klimat:) Te malpki sa niezle hehe, cwane bestyje:) Musze keidys sie tam wybrac ale bez dzieci:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malpy w ogole sa cwane... w Tajlandii trzeba bylo uwazac na te wolno latajace, bo tez jak im sie cos spodobalo to potrafily zabrac. Tylko, ze z czystej ciekawosci, bo to dzikie malpy, wiec nie czekaja na banany, tylko znikaja gdzies w koronach drzew :]

      Usuń